HO!HO!HO! Wesołych Świąt!
Witam wszystkich w ten wigilijny
poranek. Zdawać się może, że od mojego ostatniego wpisu minęły eony, cóż widać
bardzo niechlujnie prowadzę tego bloga. Wiele bym oddał by mieć takie pokłady
samozaparcia i wytrwałości co mój wzór i autorytet blogowy quidam corvus.
Gość niczym kombajn prze niezmożenie do przodu prowadząc dwa serwisy
jednocześnie. Tytan pracy inaczej tego ująć nie potrafię, kolego szacuneczek!
Wielu z Was bracia i siostry pewnie już
zapomniało o tym wilczym przybytku i jego właścicielu. Moi odwieczni wrogowie
już zaczęli świętować krwawo oddając czci Bogom Chaosu, podczas, gdy oddani
przyjaciele opłakiwali odejście kompana daleko za Wrota Morkaia, gdzie
toczyłbym wieczną walkę z wrogami Wszechojca. Jednakże powróciłem, powstałem
niczym feniks z popiołów, jak Space Marine wygrzebałem się z wraku wysadzonego
w powietrze transportera Rhino, otrzepałem naramienniki z kurzu i ruszyłem
dalej z niemierzalną ilością energii i zapału, by dalej toczyć bój w imię
Imperatora Ludzkości. Fakt, że zniknąłem na pewien czas nie oznacza, iż się
obijałem siedząc na kanapie żłopiąc browar i gapiąc się w "okno na
świat". Wiele mam Wam do opowiedzenia i jeszcze więcej do pokazania,
bowiem wiele zdjęć czeka na publikację, ale wszystko w swoim czasie. Póki co
jednak zajmijmy się tematem przewodnim tego wpisu, więc do rzeczy!
Niecałe cztery dni temu wpadłem na pomysł
iście szalony. Tak szalony, że nawet najbardziej szalony szaleniec wydaje się
być przy zdrowych zmysłach. Nie wiem czemu, ale zapragnąłem mieć nowy stół do
gry w czterdziestkę. Ale żeby mieć to trzeba chcieć.... go zrobić. Czemu
to pomysł szalony? Co dziwnego jest w chęci posiadania ładnego grywalnego stołu
bitewnego? Szczerze mówiąc absolutnie nic, szalone bowiem w tym wszystkim jest
to, że zawsze mi sie musi czegoś zachcieć jak nie mam na to czasu. Ale jak mówi
stare chińskie przysłowie: "Jeżeli nie masz czasu z powodu nadmiaru
obowiązków, znajdź sobie jeszcze jeden obowiązek". W tym całym zamieszaniu
świątecznym był to pomysł co najmniej nie na miejscu. Tylko wariat będący
zapalonym modelarzem, artystą podążającym za swoją weną w obawie, żeby gdzieś
jej nie zgubić podjął by się takiego wyzwania. Powiem więcej samo założenie
zakończenia budowy w ciągu 3 dni było wręcz nierealne, tym bardziej, że żyjemy
Polandii-nibylandii, gdzie obsuwa tak jak i fajrant to rzecz święta.
Powiem wprost łatwo nie było, ale jakoś
się to wszystko udało mi zaplanować. Gdzieś tam w głowie miałem już wizję,
zarys tego jak to ma wyglądać. Mam być przyszłym inżynierem, wypadało by to
wszystko najpierw przenieść na papier, jednakże jestem człowiekiem paradoksów.
Hobby to traktuje bardziej jako sztukę, więc sporządzanie szczegółowych planów
technicznych zabiłoby ulotną i nieuchwytną dusze artystyczną tego
przedsięwzięcia. A tak na poważnie... nie miałem czasu, tak więc ograniczyłem
się do szybkiego szkicu na chusteczce do nosa. Generalnie zamysł był taki, aby
sceneria przypominała tą w której rozgrywała się akcja popularnej kreskówki o
Kojocie produkcji Looney Tunes, czyli coś w stylu krajobrazów Arizony lub
Nevady. Wybrałem tą koncepcję z dwóch powodów. Po pierwsze jak już wspomniałem
miałem "natchnienie". Moje wewnętrzne hobbystyczne
"ja" kazało mi to zrobić tak a nie inaczej. Wena jest jak
pociąg bez rozkładu jazdy-nie wiesz kiedy przyjedzie. W dodatku nie zawsze
znamy cel podróży. My potencjalni pasażerowie stojąc na peronie mamy dwa
wyjścia: wsiąść nie znając dokładnie celu bądź zostać na peronie i czekać na
następny pociąg. Nie miałem czasu czekać, czas ucieka cały czas, tak też mój
wybór był oczywisty. Druga sprawa była stricte techniczna polegała na
tym, że wykonanie tego typu scenerii jest stosunkowo proste i mało czasochłonne,
ale zarazem efektowne w stosunku np do takich ruin budynków, co było korzystne
zważywszy na napięty termin.
Techniczno-praktyczne założenia zakładały
jedno- stół miał być lekki, w miarę łatwy w transporcie, i bezproblemowy w
przechowywaniu. W związku z czym odpadły wszelkie opcje związane z płytami MDF,
OSB itd itp. Nie tym razem. Dlatego zdecydowałem się na wykonanie 3
prostokątnych segmentów z płyt XPS(styrodur). Po złożeniu dają one możliwość
gry na polu o wymiarach ok. 170-110cm. Jak widać troszkę mu brakuje do
wymiarowego stołu. Stało się to dlatego, iż posiadałem w domu materiału na
jeden segment. były to dwie płyty o idealnych wymiarach 120/60
wystarczyło dokupić jeszcze 4 płyty, wiec hop siup w samochód i byłem w
sklepie. Święcie przekonany, że wymiary powierzchniowe są identyczne( to było
głupie założenie), skupiłem się na dobraniu płyt o odpowiedniej grubości.
Chwilę potem płaciłem przy kasie po czym szczęśliwy wróciłem do domu. Ku mojemu
zdziwieniu świeżutkie płyty jak by to powiedzieć delikatnie odbiegały od
wymiarów docelowych. Dzięki Imperatorowi frezy do siebie pasowały, w związku z
czym byłem zmuszony jedynie przycięcia styroduru, który już posiadałem. Jako
urozmaicenie zdecydowałem się dodać takie smaczki jak tory kolejowe, drogę asfaltową
czy strumyk wpadający do stawu. Asfalt to nic innego niż odpowiednio docięty
korek, tory kolejowe wykonałem odpowiednio docinając paski plasticardu .
Następnie skleiłem je w profil typu H i jedną stronę zeszliwofałem zaokrąglając
go na kształt tej części szyny z którą mają styczność koła pociągu. Drugiego
elementu trakcji jakim jest linia napowietrzna postanowiłem nie robić z dwóch
powodów. Po pierwsze przeszkadzało by to w transporcie a po drugie założyłem,
że "Czterdziestkowe" pociągi poruszają się w skutek napędu zasilanego
reaktorami plazmowymi. Co się tyczy ostatniego elementu niestety, dojście
zamówionej żywicy epoksydowej na czas graniczyło z cudem, ale miałem nadzieję.
Nadzieja nigdy nie umiera. Wczoraj zrobiła to po raz pierwszy... Zbiornik zaleję
po świętach jak tylko dotrą do mnie odpowiednie materiały. Przeszkody terenowe
starałem się wykonać z dozą rozsądku. Aby stół wyglądał w miarę
realistycznie, ale żeby również nie przypominał labiryntu. W końcu ma to być
stół do klasycznych rozgrywek a nie tych w stylu Cities of Death. W ostatecznym
rozrachunku myślę, że się udało.
Efekty mojej
ciężkiej pracy zostały uwieńczone pokaźną bitwą w nocy z 23 na 24 grudnia
nazwanej "Bitwą before-Wigilijną". Razem ze znajomymi świetnie się
bawiliśmy na nowym terenie. Nowa sceneria potrafi znacząco odświeżyć
dotychczasowe rozgrywki. Wynik bitwy winien pozostać utajniony zważywszy na
dobre imię Imperatora! Poniżej zamieszczam fotografie, a wam moi:
Drodzy jeszcze raz Życzę
spokojnych radosnych i pogodnych świąt
w grodzie rodziny i przyjaciół. Niech Mikołaj Wam nie poskąpi nowych boksów pod
choinką a Nowy rok przyniesie niezliczoną liczbę wygranych bitew i pomalowanych
modeli.
Logan