Vindicator

Witam w to sylwestrowe popołudnie! Założę się, że wszyscy już nie możecie się doczekać szampańskiej zabawy jaka czeka Was tej nocy. W związku z czym mam zamiar Wam umilić to oczekiwanie drobnym wpisem. Chciałbym zaprezentować moje kolejne "dziecko". Jest nim scratchbuild/konwersja modelu Space Marines Vindicator. Praca z Plasticardem do tego stopnia weszła mi w krew, że niemal nie ma w mojej kolekcji modelu który by się przed nim nie uchronił. Model Vindicatora chciałem mieć już jakiś czas temu. jest niedrogi w punktach i jak mniemam potrafi namieszać na polu bitwy. Jako, że jestem stanowczo przeciw proksowaniu i innym tego typu machlojkom wyjście było jedno. Wystarczyło go tylko kupić. Ale po co kupować jak można zrobić? Czemu by nie, w końcu stoi u mnie na warsztacie bardzo stary projekt Deimos Pattern Rhino , który stracił impet i potencjał w moich oczach, więc postanowiłem go wykorzystać do budowy Vindicatora. Gdybym miał do tego projektu użyć świeżutkiego Rhinoska nie było by większych problemów. Tutaj jednak nie mogło się odbyć bez reanimacji modelu do wyglądu sprzed konwersji do wersji Pre-heresy, co zresztą okazało się najbardziej upierdliwym etapem prac. Postanowiłem to jednak wykorzystać i nieco zmodyfikować pancerz tak aby wyróżniał się od reszty zwykłych Rhinosów. Najbardziej widocznym i charakterystycznym elementem jest zabudowa tylnych błotników, co znacząco zmienia wygląd. Ponadto byłem zmuszony obkleić cały model "nową karoserią". Wyszło to to na plus ponieważ model nie tylko wydaje się ale i jest znacznie szerszy od swojego braciszka transportera, bowiem zyskał dodatkowe 0,5 cm w szerokości. Niby niewiele ale różnice widać. Cały model dzięki tym modyfikacjom i ogromnemu lemieszowi zdaje się być bardzo masywny, czyli efekt został osiągnięty.

Podsumowując z modelu jestem zadowolony podwójnie. Nie dość, że wykorzystałem model spisany na straty to mam upragnionego Vindicatora za niewygórowaną cenę. W taki oto sposób tym wpisem kończę rok 2013. A gdy w Nowym Roku tylko przestanie bolec głowa ruszam pełną parą z nową świeżą dawką modelarskiej zajawki!





A Wam Wszystkim moi drodzy życzę 
Szczęśliwego Nowego Roku i Szampańskiej Zabawy!!!








Świąteczny Stół Bitewny

HO!HO!HO! Wesołych Świąt! 

Witam wszystkich w ten wigilijny poranek. Zdawać się może, że od mojego ostatniego wpisu minęły eony, cóż widać bardzo niechlujnie prowadzę tego bloga. Wiele bym oddał by mieć takie pokłady samozaparcia i wytrwałości co mój wzór i autorytet blogowy quidam corvus. Gość niczym kombajn prze niezmożenie do przodu prowadząc dwa serwisy jednocześnie. Tytan pracy inaczej tego ująć nie potrafię, kolego szacuneczek!
Wielu z Was bracia i siostry pewnie już zapomniało o tym wilczym przybytku i jego właścicielu. Moi odwieczni wrogowie już zaczęli świętować krwawo oddając czci Bogom Chaosu, podczas, gdy oddani przyjaciele opłakiwali odejście kompana daleko za Wrota Morkaia, gdzie toczyłbym wieczną walkę z wrogami Wszechojca. Jednakże powróciłem, powstałem niczym feniks z popiołów, jak Space Marine wygrzebałem się z wraku wysadzonego w powietrze transportera Rhino, otrzepałem naramienniki z kurzu i ruszyłem dalej  z niemierzalną ilością energii i zapału, by dalej toczyć bój w imię Imperatora Ludzkości. Fakt, że zniknąłem na pewien czas nie oznacza, iż się obijałem siedząc na kanapie żłopiąc browar i gapiąc się w "okno na świat". Wiele mam Wam do opowiedzenia i jeszcze więcej do pokazania, bowiem wiele zdjęć czeka na publikację, ale wszystko w swoim czasie. Póki co jednak  zajmijmy się tematem przewodnim tego wpisu, więc do rzeczy!

Niecałe cztery dni temu wpadłem na pomysł iście szalony. Tak szalony, że nawet najbardziej szalony szaleniec wydaje się być przy zdrowych zmysłach. Nie wiem czemu, ale zapragnąłem mieć nowy stół do  gry w czterdziestkę. Ale żeby mieć to trzeba chcieć.... go zrobić. Czemu to pomysł szalony? Co dziwnego jest w chęci posiadania ładnego grywalnego stołu bitewnego? Szczerze mówiąc absolutnie nic, szalone bowiem w tym wszystkim jest to, że zawsze mi sie musi czegoś zachcieć jak nie mam na to czasu. Ale jak mówi stare chińskie przysłowie: "Jeżeli nie masz czasu z powodu nadmiaru obowiązków, znajdź sobie jeszcze jeden obowiązek". W tym całym zamieszaniu świątecznym był to pomysł co najmniej nie na miejscu. Tylko wariat będący zapalonym modelarzem, artystą podążającym za swoją weną w obawie, żeby gdzieś jej nie zgubić podjął by się takiego wyzwania. Powiem więcej samo założenie zakończenia budowy w ciągu 3 dni było wręcz nierealne, tym bardziej, że żyjemy Polandii-nibylandii, gdzie obsuwa tak jak i fajrant to rzecz święta. 

Powiem wprost łatwo nie było, ale jakoś się to wszystko udało mi zaplanować. Gdzieś tam w głowie miałem już wizję, zarys tego jak to ma wyglądać. Mam być przyszłym inżynierem, wypadało by to wszystko najpierw przenieść na papier, jednakże jestem człowiekiem paradoksów. Hobby to traktuje bardziej jako sztukę, więc sporządzanie szczegółowych planów technicznych zabiłoby ulotną i nieuchwytną dusze artystyczną tego przedsięwzięcia. A tak na poważnie... nie miałem czasu, tak więc ograniczyłem się do szybkiego szkicu na chusteczce do nosa. Generalnie zamysł był taki, aby sceneria przypominała tą w której rozgrywała się akcja popularnej kreskówki o Kojocie produkcji Looney Tunes, czyli coś w stylu krajobrazów  Arizony lub Nevady. Wybrałem tą koncepcję z dwóch powodów. Po pierwsze jak już wspomniałem miałem  "natchnienie". Moje wewnętrzne hobbystyczne "ja"  kazało mi to zrobić tak a nie inaczej. Wena jest jak pociąg bez rozkładu jazdy-nie wiesz kiedy przyjedzie. W dodatku nie zawsze znamy cel podróży. My potencjalni pasażerowie stojąc na peronie mamy dwa wyjścia: wsiąść nie znając dokładnie celu bądź zostać na peronie i czekać na następny pociąg. Nie miałem czasu czekać, czas ucieka cały czas, tak też mój wybór był oczywisty.  Druga sprawa była stricte techniczna polegała na tym, że wykonanie tego typu scenerii jest stosunkowo proste i mało czasochłonne, ale zarazem efektowne w stosunku np do takich ruin budynków, co było korzystne zważywszy na napięty termin.

Techniczno-praktyczne założenia zakładały jedno- stół miał być lekki, w miarę łatwy w transporcie, i bezproblemowy w przechowywaniu. W związku z czym odpadły wszelkie opcje związane z płytami MDF, OSB itd itp. Nie tym razem.  Dlatego zdecydowałem się na wykonanie 3 prostokątnych segmentów z płyt XPS(styrodur). Po złożeniu dają one możliwość gry na polu o wymiarach ok. 170-110cm. Jak widać troszkę mu brakuje do wymiarowego stołu. Stało się to dlatego, iż posiadałem w domu materiału na jeden segment. były to dwie płyty o idealnych wymiarach  120/60 wystarczyło dokupić jeszcze 4 płyty, wiec hop siup w samochód i byłem w sklepie. Święcie przekonany, że wymiary powierzchniowe są identyczne( to było głupie założenie), skupiłem się na dobraniu płyt o odpowiedniej grubości. Chwilę potem płaciłem przy kasie po czym szczęśliwy wróciłem do domu. Ku mojemu zdziwieniu świeżutkie płyty  jak by to powiedzieć delikatnie odbiegały od wymiarów docelowych. Dzięki Imperatorowi frezy do siebie pasowały, w związku z czym byłem zmuszony jedynie przycięcia styroduru, który już posiadałem. Jako urozmaicenie zdecydowałem się dodać takie smaczki jak tory kolejowe, drogę asfaltową czy strumyk wpadający do stawu. Asfalt to nic innego niż odpowiednio docięty korek, tory kolejowe wykonałem odpowiednio docinając paski plasticardu . Następnie skleiłem je w profil typu H i jedną stronę zeszliwofałem zaokrąglając go na kształt tej części szyny z którą mają styczność koła pociągu. Drugiego elementu trakcji jakim jest linia napowietrzna postanowiłem nie robić z dwóch powodów. Po pierwsze przeszkadzało by to w transporcie a po drugie założyłem, że "Czterdziestkowe" pociągi poruszają się w skutek napędu zasilanego reaktorami plazmowymi.  Co się tyczy ostatniego elementu niestety, dojście zamówionej żywicy epoksydowej na czas graniczyło z cudem, ale miałem nadzieję. Nadzieja nigdy nie umiera. Wczoraj zrobiła to po raz pierwszy... Zbiornik zaleję po świętach jak tylko dotrą do mnie odpowiednie materiały. Przeszkody terenowe starałem się wykonać z dozą rozsądku. Aby stół  wyglądał w miarę realistycznie, ale żeby również nie przypominał labiryntu. W końcu ma to być stół do klasycznych rozgrywek a nie tych w stylu Cities of Death. W ostatecznym rozrachunku myślę, że się udało.

Efekty mojej ciężkiej pracy zostały uwieńczone pokaźną bitwą w nocy z 23 na 24 grudnia nazwanej "Bitwą before-Wigilijną". Razem ze znajomymi świetnie się bawiliśmy na nowym terenie. Nowa sceneria potrafi znacząco odświeżyć dotychczasowe rozgrywki. Wynik bitwy winien pozostać utajniony zważywszy na dobre imię Imperatora! Poniżej zamieszczam fotografie, a wam moi:

            Drodzy jeszcze raz Życzę 
spokojnych radosnych i pogodnych świąt w grodzie rodziny i przyjaciół. Niech Mikołaj Wam nie poskąpi nowych boksów pod choinką a Nowy rok przyniesie niezliczoną liczbę wygranych bitew i pomalowanych modeli. 

Logan